Emily forever
W poniedziałek Emily ma iść na komendę policji. Już od środy, kiedy późno po pracy otworzyła skrzynkę pocztową i znalazła wezwanie w białej kopercie, zastanawia się, co powie, jak przebiegnie to spotkanie, o co ją będą pytać, jak będą wyglądać wnętrza komendy, pokoje, twarze i mundury.
Na kartce schowanej teraz w torebce Em jest napisane, że ją wzywają i że o godzinie 13, i jeszcze jest tam adres.
Pablo nie dzwoni teraz prawie wcale (to znaczy: dzwoni, gdy ma ochotę), ale kilka dni temu zadzwonił i powiedział, że jest zimno i że był długo na dworze, ale nie wyjaśnił, jak długo ani gdzie właściwie jest. To jego decyzja, czy jej powie, ona nie może tego od niego żądać, poza tym Pablo dodał, że ludzie w ogóle za dużo żądają, ludzie są trudni i nie chcą mu zapłacić pieniędzy, które mu się należą od jakiegoś złodziejaszka. Zanocował u kolegi, dostał własny pokój, własne łóżko, a kolega pokazał mu, jak się robi naprawdę dobre naleśniki z jajek, mąki, mleka i bananów, banany trzeba rozgnieść widelcem i to ważne, żeby były dojrzałe i miękkie. Naleśniki są trochę grubsze niż zwykle i mają takie jakby grudki, powiedział Pablo, a dzięki bananom robią się słodsze i jeszcze lepsze, jak się je posmaruje kremem czekoladowym. Położył się spać, a następnego dnia okazało się, że zniknęła zarówno komórka Pabla, jak i ten kolega, więc teraz on dzwoni do Emily z innego telefonu. Wczoraj ogrzało go trochę słońce, nie bardzo, ale trochę, był na dworze może maksymalnie ze dwie godziny i chodził po takich bardziej pustych ulicach, na wypadek, gdyby miała przejechać policja. Emily nie może dość do słowa, bo on wciąż gada jak najęty, więc ona przerywa mu w końcu i mówi: Ale ja jestem w ciąży, nie możesz tak po prostu się z tego wypisać, na co on oświadcza, że już musi kończyć.
Brzuch jest wielki i ciężki, Em musi poruszać się powoli, podtrzymywać ten brzuch, wszyscy inni pasażerowie wysiadający z metra przeciskają się koło niej w pośpiechu, nie mają czasu, a ona chce zamachać ręką i powiedzieć: Zaczekajcie na mnie. Em nadal jest na peronie, gdy wszyscy pozostali zdążyli już dotrzeć do ruchomych schodów.
Całą drogę na komendę musi przebyć pieszo, a droga jest dość długa, trzeba trochę podejść pod górkę, pokonać kilka skrzyżowań, a potem wejść przez drzwi, stanąć przy kontuarze i powiedzieć, kim się jest i z kim się ma umówione spotkanie. Em zaplanowała, co powie, wyobraża sobie stojącego za kontuarem umundurowanego policjanta, który ją woła, a ona wtedy wstaje i mówi, jak się nazywa, po czym wyjaśnia, że została wezwana na przesłuchanie, policjant prowadzi ją do innego pokoju, przez korytarz, idą, a on podaje jej ramię, by mogła się na nim wesprzeć.
Ale nic z tych rzeczy, kobieta za kontuarem posyła ją dalej na trzecie piętro i każe skręcić w długi korytarz po lewej stronie. Em znajduje tam toaletę, sika i długo siedzi na sedesie, by mieć choć chwilę spokoju, trochę odpocząć, bo boli ją brzuch, tak długo wstrzymywała mocz. Wkłada trochę papieru w majtki, spuszcza wodę, myje ręce i przegląda się w lustrze.
Dostaje kawę w małym tekturowym kubeczku. Wlewa do niej trzy pakowane pojedynczo śmietanki i miesza małym palcem. Nie bardzo wie, od czego ma zacząć, policjantka proponuje, żeby opowiedziała o pierwszym spotkaniu z Pablem. Czy dałoby się je opisać? Jesteśmy zainteresowani wszystkim, co pozwoli nam zyskać szerszy ogląd sprawy wyjaśnia policjantka.
Em opowiada wszystko, co przyjdzie jej do głowy, snuje historię swojego życia. Słuchająca tej historii policjantka ziewa trzy i pół raza (jedno ziewnięcie udaje jej się zdusić).